sobota, 13 lutego 2016

Dzień zrzucania kokosów





Nie było oszustwa w tym, że w Greenviews w nocy jest normalna temperatura. Mimo że nie ma prądu i wiatrak nie działa, śpi się bardzo dobrze. Rano poszłyśmy na śniadanie. Dla A. American breakfast - plastry pseudo szynki, 2 jajka sadzone (sunny side up), tost z dżemem. Dla M. pancake z mango z syropem z mrówkami.



Potem obserwowałyśmy jak pan ogrodnik chodził po palmach i zrzucał kokosy. 


Poszedłszy po śniadaniu na spacer do "miasta" spostrzegłyśmy, że w kolejnych domostwach również zrzucają kokosy. Więc dzisiaj jest chyba dzień zrzucania kokosa. No dobra, albo jest sobota i wszyscy sprzątają. Pomyślałyśmy, że wpiszemy się w ten nurt i zrobimy pranie. Dlatego też zakupiłyśmy 2 saszetki proszku Ariel za 10 pesos. Czyli jakieś 80 gr. Poniżej sklep, w którym się zaopatrzyłyśmy.



W centrum Port Barton jest ... nic :). Parę uliczek poprzecinanych pod kątem prostym, szkoła, kościół stary i nowy, trochę "sklepów", lokali nazwijmy to gastronomicznych i trochę różnego rodzaju przydomowych pseudo warsztatów. 


Powyżej jedyna droga dojścia do Greenviews. No można jeszcze przez plażę.









W drodze powrotnej do Greenviews zrobiłyśmy przystanek w Ausanie na napoje i na wifi. 


Następnie organizacja wycieczki na jutro i sesja plażingowa. Na plaży z nowych atrakcji to pogryzły nas sandflies, czyli chyba muchy piaskowe. Nie czuć w ogóle, że coś gryzie, dopóki nie wyskoczy bąbel swędzący jak po ugryzieniu 5 komarow na raz w 1 miejsce. A wieczorem poszłyśmy do jednej z knajp na plaży na kolację. A. zamówiła ginatan z krewetami. M. chciała przetestować tutejszą wersję greencurry. To nie był najlepszy z pomysłów, bo ta wersja greencurry obok prawdziwego nie stała :). 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz