W Bombaju miałyśmy niecałą dobę.
Przyleciałyśmy grubo po 9 rano, a wylot powrotny o 3 w nocy. Zdecydowałyśmy się
wziąć hotel blisko dworca, żeby mieć blisko do zwiedzania. Dojazd z lotniska
zajął prawie 1,5h przez korki i ogólnie wielki ruch. Taryfa z lotniska (ok. 25
km) przepłacona, bo 1400 rupii, a jak się później okazało, odwrotna z hotelu na
lotnisko i to w nocy tyko 650. Po dotarciu do hotelu, zgodnie z wcześniejszymi
ustaleniami skontaktowałyśmy się z poznanym na oficjalnym otwarciu Indian
Summer School konsulem generalnym Polski w Indiach, który ma siedzibę właśnie w
samym centrum Bombaju. Obiecał nam na tamtym spotkaniu, że jak przyjedziemy to pomoże nam zorganizować samochód z kierowcą, który pokaże nam wszystkie
najważniejsze punkty Bombaju, w tym również te niezbyt znane dla typowych
turystów. Pan konsul słowa dotrzymał i koło 12 podjechała pod nas czarna fura z
panem kierowcą. Spędziłyśmy wspaniały dzień. Pan konsul przygotował dla nas
listę „must see” i dał ją kierowcy, który wszędzie nas podwoził i potem
oprowadzał i opowiadał. Dzięki temu najpierw podjechaliśmy do rybackiej wioski
i zobaczyłyśmy jak przygotowane są lokalne przysmaki w postaci suszonych ryb.
Potem podwiózł nas do katolickiego kościoła, przed którym był pomnik naszego Papieża. Następnie zatrzymaliśmy się nad zatoką żeby pooglądać widoki, a następnie pojechaliśmy zobaczyć meczet Haji Ali Masjid, położony na wodzie, który podczas wysokich przypływów bywa zupełnie odcięty od lądu.
(powyżej nasz pan kierowca)
Kolejnym punktem programu była – jak to nazwał nasz przewodniko-kierowca – największa pralnia w Azji. Był to punkt, w którym zawodowi pracze prali przeróżne rzeczy z całego miasta – grupowane w pościele, ręczniki, jeansy, koszule, etc. Nie chcemy nawet wiedzieć kto i jak tym wszystkim zarządza.
Później pojechaliśmy do ulubionego miejsca Pana konsula, a mianowicie do takiej małej portugalskiej uliczki, w której naprawdę dało się odczuć klimat całkiem europejski.
Na koniec został nam flagowy punkt turystyczny Bombaju, czyli słynna Gateway of India.
Po zwiedzaniu kierowca zawiózł
nas do konsulatu, gdzie konsul zaprosił nas na pogawędkę przy kawo-herbacie.
Tak się zagadaliśmy, że przesiedzieliśmy grubo ponad 2 godziny. Dla nas to było
wspaniałe doświadczenie – posłuchać różnych ciekawych historii o życiu
dyplomaty w tym egzotycznym jakby nie patrzeć mieście. Ponieważ nasz Pan konsul
miał kolejne obowiązki wieczorem, to podrzucił nas do świetnej knajpy, gdzie zamówiłyśmy
obiad. Pożegnaliśmy się, a my byłyśmy mu naprawdę bardzo wdzięczne za takie
zorganizowanie nam dnia w Bombaju.
Tymczasem zbliżał się wieczór i
trzeba było powoli myśleć o odwrocie. Zjadłyśmy więc pyszny obiad,
pograsowałyśmy jeszcze ostatni raz wokół straganów z pamiątkami, a potem
wzięłyśmy taksówkę i – mijając po drodze przepiękny dworzec (zwany kiedyś
dworcem Wiktorii) oraz różne piękne budynki z czasów kolonialnych –
pojechałyśmy do hotelu.
Miałyśmy może 3h na drzemkę (która niektórym i tak nie
wyszła) i trzeba było znowu w taryfę i znowu na lotnisko. O 22.30 udałyśmy się w
kierunku Chhatrapati Shivaji International Airport.
To był super wyjazd – i służbowo
i turystycznie. Jesteśmy zupełnie zachwycone. W moim osobistym rankingu
podróżniczym Indie wskakują do pierwszej trójki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz