W poniższym poście nic ciekawego
nie będzie, bo jesteśmy na klasycznym wywczasie. Zmęczone całym półroczem i
bardzo pracowitym styczniem, stwierdziłyśmy, że po zajęciach na Parulu i po
zwiedzaniu Delhi i Agry zrobimy sobie totalny odpoczynek na Goa podzielony na
dwie części. Pierwsza w miejscowości Betul w Mayfair Hideaway Spa Resort. Spędziłyśmy
tu cztery dni na zupełnym nic-nie-robieniu, oprócz spania, jedzenia i opalania.
No i jeszcze poszłyśmy na masaż. Hotel całkiem niczego sobie – czysty, wielkie
pokoje, pyszne jedzenie, przepiękna zieleń. Do mankamentów należały tylko koszmarne dźwięki
dochodzące zza rzeki (jakieś zawodzenie,
przerywane piskami mikrofonu i miauczącymi piosenkami), stado czarnych
ptaszysk, które nieustannie uprzykrzały swoją obecnością wypoczynek nad basenem
oraz powolni kelnerczycy. Ale akurat żeby ułatwić sobie komunikację z nimi
nauczyłyśmy się bardzo prawidłowo (z ich punktu widzenia) wymawiać numer naszego
pokoju: tri-tu-tri. Kwestią gustu jest natomiast „udekorowanie” całego terenu
hotelu żółwiami – przy basenie, wzdłuż wszystkich ścieżek, koło restauracji,
etc. Zasadniczo możemy zupełnie z czystym sumieniem polecić ten obiekt w celach
stricte wypoczynkowych. Trzeba tylko pamiętać, że do każdej ceny, czy to jedzenia karcie, czy masażu, czy ceny za dobę doliczają średnio 20% podatku. Poniżej zamieszczamy milion zdjęć z obiektu. Dzisiaj zmieniłyśmy lokalizację z Betul na Candolim
(taryfa kosztowała 2500 INR). Zobaczymy jak dla odmiany będzie tu.
PTASZYSKO:
ŻÓŁWIE:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz