No więc dzisiaj rano Piotrek i Bachan poszli do Tilicho Base Camp, a jutro uderzą na Tilicho Lake. Za trzy dni wrócą i jeśli ja do tego czasu stanę na nogi to będziemy kontynuować trek. My z Łukaniem w tym czasie bawimy się w kuracjuszy na 3 540. Ta wysokość nie jest jakaś zabójcza, ale jednak daje o sobie znać. Nikt z nas nigdy na takiej nie był, o spaniu nie mówiąc. A teraz trzeba tu spędzić 5, czy 6 nocy. Żeby nie nabawić się problemów z wysokością wmuszamy w siebie codziennie 3-4 litry płynów. Noce są najgorsze. Ciągłe budzenie, chce się pić, mamy jakieś durne sny ;).
Jednak to co wynagradza wszystkie te niedogodności to cztery siedmiotysięczniki, które na zmianę wyłaniają się zza chmur przed naszym "hotelem". Od lewej mamy widok na Annapurnę II 7 937 m n.p.m., potem Annapurna III 7 555 m n.p.m., następnie końcówka lodowca i Gangapurna 7 455 m n.p.m. Daleko po prawej widzimy Tilicho Peak, który ma 7 134 m n.p.m. Te widoki naprawdę zapierają dech.
Gangapurna i lodowiec
Tilicho Peak
Z rozrywek to słuchamy opowieści Bachana o Tybecie, Nepalczykach, buddyjskich i hinduskich wierzeniach, gramy w karty, gonimy za wifi i może udamy się do miejscowego "kina".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz