czwartek, 15 września 2016

Sanatorium w Manang



Choróbsko odpuścić nie chce, więc przymusowo musimy zrobić dłuższy przystanek w Manang. My z Łukaniem przekiblujemy na miejscu, Piotrek będzie się w tym czasie aklimatyzował z przewodnikiem. Na tej wysokości żartów nie ma, więc dopóki nie wydobrzeję, o dalszej drodze mogę zapomnieć. Wczoraj robiliśmy rest day, a Piotrek i Bachan poszli na pobliskie wzgórze na 4000. Wieczorem ustaliliśmy nowy plan. Od samego początku braliśmy pod uwagę, że trzeba mieć kilka dni zapasu na wypadek nieprzewidzianych sytuacji. Więc w sumie na razie ramowo wszystko bez zmian. Raczej myśleliśmy, że problemy będą z wysokością, a nie z innymi sprawami, ale co zrobić.
No więc dzisiaj rano Piotrek i Bachan poszli do Tilicho Base Camp, a jutro uderzą na Tilicho Lake. Za trzy dni wrócą i jeśli ja do tego czasu stanę na nogi to będziemy kontynuować trek. My z Łukaniem w tym czasie bawimy się w kuracjuszy na 3 540. Ta wysokość nie jest jakaś zabójcza, ale jednak daje o sobie znać. Nikt z nas nigdy na takiej nie był, o spaniu nie mówiąc. A teraz trzeba tu spędzić 5, czy 6 nocy. Żeby nie nabawić się problemów z wysokością wmuszamy w siebie codziennie 3-4 litry płynów. Noce są najgorsze. Ciągłe budzenie, chce się pić, mamy jakieś durne sny ;).
Jednak to co wynagradza wszystkie te niedogodności to cztery siedmiotysięczniki, które na zmianę wyłaniają się zza chmur przed naszym "hotelem". Od lewej mamy widok na Annapurnę II 7 937 m n.p.m., potem Annapurna III 7 555 m n.p.m., następnie końcówka lodowca i Gangapurna 7 455 m n.p.m. Daleko po prawej widzimy  Tilicho Peak, który ma 7 134 m n.p.m. Te widoki naprawdę zapierają dech. 

Gangapurna i lodowiec


Tilicho Peak


Annapurna II


Annapurna III







Z rozrywek to słuchamy opowieści Bachana o Tybecie, Nepalczykach, buddyjskich i hinduskich wierzeniach, gramy w karty, gonimy za wifi i może udamy się do miejscowego "kina". 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz