wtorek, 27 września 2016

Hinduistyczny obrządek pogrzebowy




Dzisiaj zdecydowaliśmy się na zwiedzanie na granicy etyki. Jeżeli ktoś jest bardzo wrażliwy to może nie powinien oglądać tych zdjęć.


Jednym z powiedzmy flagowych miejsc udostępnionych dla turystów w Kathmandu jest świątynia Pashupatinath. Tam dokonywana jest kremacja zmarłych. Sam pomysł zwiedzania, oglądania, czy dokumentowania tego miejsca budzi sprzeczne uczucia. Z jednej strony nie wyobrażam sobie, żeby u nas sprzedawane były bilety wstępu na pogrzeb i żeby ktoś namawiał do robienia zdjęć. Z drugiej - staram się nie oceniać innych kultur. Skoro tutaj jest to uznawane za normalne, zachęcają do tego, to uznaliśmy, że trzeba to zaakceptować. W końcu przede wszystkim po to podróżujemy żeby poznawać inne kultury, żeby się o nich uczyć, a co może być ważniejsze niż obrządek pogrzebowy, który tak wiele mówi o obowiązujących zwyczajach i wierzeniach. 



Tak więc rano próbowaliśmy złapać taryfę. Pierwszy napotkany taksówkarz stwierdził, że dzisiaj jest strajk i nas nie zawiezie. Drugi chyba nic o strajku nie wiedział i za wytargowane 800 rupii zabrał nas do świątyni Pashupatinath. Bilet wstępu kosztuje 1000 rupii. Od razu podłączył się do nas "licencjonowany" przewodnik, który później nas oczywiście nieźle oskubał. Ale warto było, bo opowiedział nam wiele niezwykle interesujących rzeczy o hinduistycznych zwyczajach pogrzebowych. Sam jest chrześcijaninem, urodził się w Kalkucie. Jak twierdził należał do parafii, w której była Matka Teresa. I osobiście spotkał papieża Jana Pawła II. Według naszego przewodnika tutejsza kultura jest niezwykle otwarta - uważają, że nie mają nic do ukrycia. Dlatego uczestnictwo w pogrzebie obcych, czy turystów nie jest według nich niczym niestosownym. W domach kotary, czy zasłony nie są dobrze widziane, bo to może świadczyć o tym, że ktoś coś próbuje ukryć. Według nich powinno być widać co jesz, co pijesz, co robisz. Ponadto przewodnik powiedział nam, że często pogrzeb przebiega w radosnej atmosferze, bo hinduiści wierzą, że dusza zmarłego trafia do lepszego życia, dlatego nie należy się martwić. Wierzą, że długie smucenie nie jest dobre, bo źle wpływa na atmosferę w rodzinie i zdrowie.

Świątynia Pashupatinath położona jest na brzegu rzeki Bagmati (która według przewodnika przemienia się w Ganges). Jest to naważniejsza świątynia Śiwy w Nepalu. Jak nas nauczał przewodnik wśród niezliczonej rzeszy bogów, w których wierzą hinduiści najważniejsi są - Brahma (creator), Wisznu (preserver) i Śiwa (destroyer) - tworzący Trimurti. Wzdłuż brzegu rzeki umiejscowione są platformy kremacyjne, każda przeznaczona dla ludzi z odpowiedniej kasty.





Pogrzeb powinien się odbyć w ciągu kilku godzin od śmierci. Najpierw ciało jest przygotowywane. Na brzegu rzeki, przed świątynią zamacza się nogi w rzece i nalewa się wody do ust. 






Według naszego przewodnika jest to próba, czy aby przypadkiem zmarły nie jest w śpiączce. To jest dla niego ostatni moment na wybudzenie. Jeśli wybudziłby się poźniej, po podłożeniu ognia, hinduiści wierzą, że nie ma w nim już jego duszy, tylko zły duch i wtedy nie wolno już go ratować. W zależności od tego, czy ciało jest kobiety, czy mężczyzny jest układane odpowiednio stopami na zachód lub wschód.
Następnie po odprawieniu obrządków ciało jest przenoszone na właściwą dla swojej kasty platformę. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, był zwyczaj, że gdy umierał mąż wdowa musiała żywcem spłonąć razem z nim. Na szczęście od tego odstąpiono i teraz wdowom wolno ponownie wyjść za mąż.



Do każdego obrządku kremacji przypisana jest jedna osoba ze świątyni. Te osoby mogą raz na trzy miesiące odwiedzać swoje rodziny, ale ze względu na zawód uznawane są za nieczyste, więc przed opuszczeniem świątyni są poddawane specjalnym obrzędom oczyszczania. Gdy chowany jest ojciec, podpalenia ciała dokonuje najstarszy syn. Ogień podkłada się w ustach. Przedtem zwłoki należy obejść w kółko trzy razy - dla Brahmy, Wisznu i Śiwy. Kobiety nie mogą się zbliżać do ciała. Hinduiści wierzą, że gdyby łza spadła na zmarłego to utrudniłoby jego duszy opuszczenie ciała. Dlatego wokół zmarłego są sami mężczyźni. Kobiety trzymają się z boku.







Spalenie trwa ok. 3-4 godziny. W międzyczasie prowadzący kremację ze świątyni obraca ciało. Jak tłumaczył nam przewodnik na końcu zostaje tylko żołądek, który się nie spala. Dlatego zawija się go w jakieś płótno, obiąża i wrzuca do rzeki. Cały ten widok jest bardzo przejmujący i też przerażający. Dla nas niepojęte jest, że przy tym wszystkim chłopcy w kąpielówkach wchodzą do rzeki żeby popływać i przy okazji poszukać złota, które często składa się na stos z palącym. 

Po ceremonii kremacji bliscy zmarłego w białych strojach zostają w świątyni na blisko dwa tygodnie. W tym czasie składają ofiary świątyni, rzece i świętym. Po trzynastu dniach wydawana jest wielka uczta, na którą zapraszani są znajomi i cała rodzina. Ta uroczystość ma podobno radosny przebieg.



Kobiet w ciąży i niemowlaków nie poddaje się kremacji, bo według hinduistów są niewinni. Więc chowa się ich do ziemi w pobliżu świątyni. Jak powiedział nam przewodnik, gdy jest wypadek lub katastrofa, taka jak zeszłoroczne trzęsienie ziemi, to ciała pali się wspólnie na dużych stosach.

Przy świątyni znajduje się też hospicjum, w którym ludzie znajdujący się w stanie agonalnym oczekują na śmierć. Być w pobliżu tej świątyni Śiwy to podobno dla nich wielki zaszczyt i błogosławieństwo. 

Wokół świątyni, niczym - jak stwierdził przewodnik - gwiazdy filmowe, porozkładani są Sadhu (święci), którzy za odpowiedni datek bardzo chętnie pozują do zdjęć. Wręcz sami do tego zachęcają. Podobno w styczniu był tu kręcony film z Bradem Pittem ("Checkmate") i właśnie ci Sadhu w nim sobie występowali. Przewodnik opowiadał, że Sadhu zostaje się już w dzieciństwie - jeśli z horoskopu wynika, że w życiu dorosłym chłopiec nie bedzie miał szczęścia w życiu rodzinnym, czy w biznesie, to w wieku 6, czy 7 lat rodzice oddają go pod opiekę nauczyciela. Chłopiec przebywa z nim ok. 20 lat. W tym czasie jest kastrowany, uczy się medycyny ajurwedyjskiej i przemienia się w Sadhu. Ci święci mogą robić co chcą - palić haszysz i marihuanę, hołd musi oddawać im nawet król. Stoją właściwie ponad prawem. Sadhu, podobnie jak kobiet w ciąży i niemowląt się nie pali. Uznaje się, że oni już osiągnęli stan nirvany i dlatego mogą zostać pochowani.













Po terenie świątyni chodzi też dużo zwierząt, ktore zostały ofiarowane. Ale nie można ich zabijać. One mają tam sobie żyć. 





Jednym ze zwyczajów związanych z tą świątynią jest też oddawanie tu dziewczynek na około dwa tygodnie po tym jak dostaną pierwszy okres. W ten sposób oddaje się je niejako Bogu Śiwie - tym czasie nie wolno sie do nich zbliżać żadnym mężczyznom - ojcu, czy braciom. To ma im zapewnić szczęśliwe zamążpójście w przyszłości. 







Podobno też raz w roku hinduiści obchodzą tu święto, w trakcie którego składa się ofiary z kóz, wołów (samców, bo samice to matki i ich się nie zabija) oraz z ludzi. Według opowieści przewodnika jeśli w danej społeczności jest złoczyńca - gwałciciel, morderca, po prostu człowiek uznany przez członków wspólnoty za złego, to w to święto mają prawo go zabić. Przewodnik zaznaczył, że wcześniej oczywiście dostaje ostrzeżenie, ale jeśli się nie poprawi, to złożą go w ofierze. Pytamy, a co na to policja. Odpowiedział, że przecież prawo boskie stoi ponad ziemskim, więc policjanci się do tego nie mieszają. 

Wizyta w tym miejscu nie należała do łatwych.

Potem poszliśmy na piechotę do dzielnicy tybetańskiej. 




Obejrzeliśmy tam największą stupę - Boudhanath Stupa. 









Potem wróciliśmy taryfą do naszej dzielnicy - Thamel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz