Środa minęła nam na konsultacjach nowego programu studiów, które wkrótce zostaną uruchomione w Jigme Namgyel Engineering College. Będzie to kierunek mechaniczny kończący się stopniem bachelora. Cały dzień de facto na to zszedł.
Wieczorem mieliśmy pożegnalną kolację z prezydentem college'u. Znowu rozpoczęli od wachlarzu trunków. Później podano strawy w formie szwedzkiego stołu. Wieczór spędziliśmy na pogawędkach i wymianie podarków. Rozliczyliśmy się też z pobytu. Za 5 dni każdy z nas zapłacił 3500 ngultrumów, czyli za noc z pełnym wyżywieniem wyszło od głowy niecałe 40 zł.
Następnego dnia trzeba było wstać o 6, gdyż o 8 był wyjazd. Poranek na kampusie jak co dzień zaczyna się od sprawdzenia, czy leci zimna woda z kranu. Jak jest to dobrze. Jak nie ma, to trzeba użyć rezerwowej z wiadra. W tym celu należy włożyć grzałkę i poczekać około 10 minut. Gdy woda jest podgrzana można zacząć polewanie się dzbankiem.
Po tych procesach można z czystym sumieniem udać się na śniadanie. W czwartek było ono zaplanowane na 7. Można było jeszcze napisać coś do domu, bo z naszych obserwacji wynika, ze internety na kampusie wyłączają koło 8, a przywracają w okolicach 16. Prąd zasadniczo jest, ale czasem nie ma. Można doszukiwać się korelacji z burzą. Na śniadanie jak zawsze był ryż i jakiś placek (na lunch i obiad też występował zazwyczaj zestaw: ryż, mięso, warzywa i zupo-sos).
O 8 przyjechał po nas reprezentant naszego collegu - Samten. Ledwo upchnęliśmy się z naszymi plecaczyskami do jego samochodu. W końcu wyruszyliśmy w kierunku Trashigang. Początek drogi był niewesoły, bo zaatakowała nas choroba lokomocyjna, ale obyło się bez incydentów. Droga przypominała tę nepalską wiodącą do i z treku wokół Annapurny.
Po drodze zwiedziliśmy Palri Buddha Park. Było to skrzyżowanie drogi krzyżowej ze ścieżką edukacyjną poświęconą Buddzie.
Koło 13:30 zjedliśmy pyszne pierożki momo w sosie chilli w lokalnej obskurnej knajpce w Wamrong.
Po 16 dojechaliśmy do Sherubtse College, który położony jest w Kanglung. Jest to ponoć najstarszy college w Bhutanie. Za noclegi zapłaciliśmy po 150 ngultrumów od głowy, czyli jakieś 2 euro. To dlatego, że jesteśmy tu "w delegacji", bo normalnie byłoby po 700.
Następnie udaliśmy się na kolację do restauracji znajomego naszego towarzysza podróży. Zaserwował nam ryż, makaron z zupki chińskiej z kolendrą, wołowinę, grzyby i gotowane warzywa. Było pyszne, więc znowu się przeżarliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz