Bez dwóch zdań to były dwa najbardziej intensywne dni od początku wyjazdu. Przyjeciałyśmy do Yogyakarty wieczorową porą (jeszcze bardziej wieczorową niż planowałyśmy, bo samolot miał godzinę opóźnienia). Bardzo niewiele czasu miałyśmy na załatwienie wszystkich spraw, czyli wymiany walutowej, organizacji wycieczek, kolacji itd. Na lotnisku napadli na nas z milionem "cudownych ofert" ale podziękowałyśmy. W końcu dogadałyśmy się z jakimś zwariowanych dziadkiem, że nas zawiezie po "money changer" a potem do hotelu. Po drodze pan okazał się też oczywiście kierowcą wycieczkowym i bardzo chciał nam wcisnąć swój pakiet atrakcji. Ale ceny miał złodziejskie, więc dla grzeczności wzięłyśmy od niego numer i pożegnałyśmy się uprzejmie. Hotel Tasik okazał się niezwykle miłym zaskoczeniem po obrzydliwym Kuala Lumpur. Bardzo fajny pokój, w bardzo fajnej cenie. Ponieważ było już późno poszłyśmy na recepcję popytać o wycieczki. Biuro Nomad przypadło nam do gustu, więc zaczęłyśmy tam wydzwaniać. Nikt niestety nie odbierał, a była już 21.40, a my przecież chciałyśmy wcześnie rano zacząć zwiedzanie. Pani z recepcji powiedziała, że oni na pewno są otwarci do 22. Więc my szybko do taksówki i pojechałyśmy dobić interesu osobiście. Kupiłyśmy wycieczkę na dzień następny - wyjazd o 4 rano, oglądanie wschodu słońca nad Borobudur z punktu widokowego, przejazd i zwiedzanie Borobudur, następnie do jakiejś świątyni i do Pranbanan. Powrót koło 13. Oraz wycieczkę na wieczór tegoż dnia, a bardziej noc - treking na wulkan Merapi (Górę ognia) 2911 m n.p.m. Ustalone było, że wyjedziemy w piątek o 22, przejazd do Selo, o 1 początek treku tak żeby zdążyć na wschód słońca 5.30-6.00. Potem zejście i powrót. Razem ok 14h. Zadowolone, że wszystko gładko poszło, zakupiłyśmy jeszcze kartę lokalną do telefonu. Ponieważ było już bardzo późno, koło 23, a miałyśmy wstawać o 3 rano, a w sumie to w nocy, to stwierdziłyśmy, że na kolację zjemy zupki chińskie i drinki i pójdziemy spać. Zasnęłyśmy jakoś przed 1.00, więc nie była to za długa noc. O 3 pobudka, o 4 punktualnie wyjazd. Zwiedzanie przebiegało zgodnie z planem:
1) Wschód słońca z widokiem na Borobudur i śniadanie w lesie (trzeba było z 15 minut iść po ciemku kawałkiem dżungli)
Strasznie nam się tam podobało.
3) Potem była niezbyt specjalna świątynia, a na koniec wycieczki Pranbanan.
3) Potem była niezbyt specjalna świątynia, a na koniec wycieczki Pranbanan.
Też robi niesamowite wrażenie, ale zwiedzanie tego w samo południe nieco osłabia zapał do eksploracji.
Po powrocie zrobiłyśmy zakupy na treking (krakersy, żółty ser, ciastka kokosowe, jakieś śmieszne bułki, wodę). Plan był taki żeby zasnąć w dzień a wstać wieczorem. Od tych zmian czasowych całkiem już głupiejemy. Nie wiemy jaki jest dzień tygodnia ani jaka data. Ale co zrobić. Zasnęłyśmy gdzieś po 16.00. O 21 pobudka. O wulkanie w następnym odcinku. Już niebawem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz