poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Magneti w Ureki




W ramach rozrywek w trakcie wywczasu postanowiliśmy odwiedzić miejscowość Ureki. Ureki jest znane z tego, że są tam czarne plaże, a piasek ma właściwości magnetyczne. Odwiedzający często przysypują się tym piaskiem, bo podobno działa on leczniczo. 

W sobotę z Gonio pojechaliśmy do Batumi, a z Batumi do Ureki. Nie byliśmy pewni jak się tam przedostać, ale poszło nadzwyczaj sprawnie. Wystarczyło pana z autobusu z Gonio spytać "gdie marszrutki do Ureki", on na światłach zaczął coś krzyczeć do przejeżdżającego obok minivana, tamten zjechał na bok i czeka. Wtedy nasz kierowca autobusu też zjechał na bok i pokazuje nam żebyśmy się przesiedli. Tym prostym sposobem transport do Ureki został załatwiony. Zapłaciliśmy 5 lari od osoby. Jechaliśmy jakieś 1,5h. Jak wysiedliśmy jakiś pan współpasażer powiedział nam, że przepłaciliśmy, bo powinniśmy zapłacić po 3. I jeszcze nam pokazał jak się dostać na plażę. Otóż pod Ureki jest następujący patent - wysiada się z marszrutki przy głównej drodze, koło stacji. Tam krąży taki pojazd -coś jakby pseudo bus turystyczny bez szyb. Wsiada się i on zawozi na plażę za 1 lari. 

W kwestii Ureki, nie ma co ukrywać, jest tam ohydnie. Plaża może i czarna, ale bardziej wygląda jakby była czarna od brudu, a nie od piasku o czarodziejskich właściwościach. Śmieci pełno, syfu pełno, ludzi mnóstwo. Od zachwytów byliśmy dalecy. Podobno gdzieś tam w okolicy jak się przejdzie parę kilometrów w jedną, czy drugą stronę, można znaleźć jakieś urokliwe miejsce. My nie za bardzo mieliśmy czas na takie poszukiwania. Zjedliśmy po podejrzanej bułce z parówką, wypiliśmy kawę lurę i browara i poszliśmy poleżeć na plaży brzydalu.


Po dwóch godzinach mieliśmy zasadniczo dość. Poza tym zaczęły się zbierać chmury, a Łukaniu twierdził, że ta plaża magnetyczna przyciąga pioruny. Więc sobie stamtąd poszliśmy. Niewiele pózniej zaczęło faktycznie padać. Zrobiliśmy więc odwrót w stronę Batumi. Tym razem po 4 lari. 

Łukaniu jechał w towarzystwie ogórków.


Po drodze do Batumi mija się miejscowość Kobuleti (ok. 25 km przed) - podobno najbardziej rozrywkowa w regionie. Przypomina ona jakąś miejscowość z nad Bałtyku z mniej więcej 1995 r. Jak to określił Łukaniu - wieśniactwo, buractwo, stragany. Trudno się z nim nie zgodzić. Paręnaście kilometrów przed Batumi znajdowały się uprawy gruzińskiej herbaty, które wprowadził Chińczyk Lao Jiao. Obecnie przeniesiono je do Gurii (na północ).

Wycieczkę zakończyliśmy spacerem po Batumi, obiadem w knajpie tureckiej (drogo i mało). Próbowaliśmy zakupić też coś na kształt pamiątek, ale jest to nie lada wyzwanie. Większość suwenirów to tandetne plastikowe gadżety, figurki z muszli albo delfiny z kulą śnieżną. De facto nasze poszukiwania zakończyły się fiasciem. Ale Łukaniu słusznie zauważył, że taki prezent można przywieźć komuś, kogo się bardzo nie lubi.

2 komentarze:

  1. czyli moge liczyc na kule sniezna z delfinami i muszlami w podstawie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie :) dla Ciebie jest prezent specjalny z Tbilisi. I bonusy z Kutaisi.

    OdpowiedzUsuń